lemon mint
I tak minął kolejny urlop, tym razem pod znakiem "lata w mieście".
W tym miesiącu polecam :

Rodzina Brueglów - wystawa w Muzeum Miejskim (Pałacu Królewskim) we Wrocławiu.

Patrząc na te tłumy można by zaśpiewać " za czym kolejka ta stoi?..." po kulturę.
Wystawa malarstwa flamandzkiego przedstawia całą panoramę twórczości rodu Brueglów i współczesnych im artystów. Ja, jako fanka wystaw i muzeów nie mogłam odpuścić takiej znakomitej okazji i wybrałam się tam podczas długiego weekendu.

Na wystawie, nie wiem dlaczego. nie można robić zdjęć. W sumie to dziwne bo nawet w Luwrze czy w Muzeach Watykańskich jest to dopuszczalne, oczywiście bez flesza. Trochę szkoda bo kilka obrazów mi się podobało i chciałam zapamiętać ich nazwy, tak aby później w domu coś o nich więcej poczytać, a zdjęcie w komórce raczej szkody nie zrobi. Niestety pracownicy muzeum naprawdę przejęli się tym zakazem i rygorystycznie go pilnują. Za to minus, a wystawa ze względów czysto estetycznych godna polecenia.

Skazani na Shawshank - kolejny kultowy film, którego wcześniej nie widziałam, aż wstyd się przyznać. Teraz nadrobiłam zaległości i warto było. Wzruszający, mądry, z przesłaniem, gorąco polecam. Więcej o Skazani na Shawshank

Cień wiatru - książka, która sama mnie do siebie przyciągnęła. Jest w niej wszystko, tajemnica, zagadka, jakaś magia, trochę mroczniejsza Barcelona, historie miłosne, trudne dzieciństwo i kilka mądrych słów. Przeczytałam jednym tchem.



W tym miesiącu idealnym miejscem na relaks był Pergola koło Hali Stulecia we Wrocławiu. Klimat tam panujący sprzyja odpoczynkowi. Można poczuć się samurajem w Ogrodzie Japońskim, poopalać, pomoczyć nogi w fontannie, a nawet posłuchać koncertu Młodej Polskiej Filharmonii.


Sport miesiąca - w te wakacje znowu zafascynowała mnie joga (oczywiście rekreacyjna). Jest taka wspaniała ogólnopolska inicjatywa "Joga w parku" pisałam o niej rok temu kilk . Ćwiczenia na łonie natury, za darmo, a po zajęciach czuję się tak zrelaksowana... Warto spróbować
* zdjęcie pochodzi z facebooka Joga w parku- Wrocław. Jestem na tym zdjęciu :)






lemon mint
Moje wyobrażenie o Rzymie było bardzo romantyczne, nieodłącznie związane z filmami m.in.  "Rzymskie wakacje", "Jedź, módl się, kochaj", "Zakochani w Rzymie". Być może to miasto i takie jest, ale ja widziałam głównie tłumy. Zza masy ludzi starałam się dostrzec najważniejsze zabytki, wąskie uliczki, dające chód fontanny, niestety Schodów Hiszpańskich nie udało mi się dostrzec ;)








Niemniej polubiłam to miasto i chciałabym odwiedzić je znów, ale sama. Móc nieśpiesznie spacerować po urokliwych zakątkach, w spokoju napić się pysznej kawy i jeszcze raz wrzucić pieniążek do Fontanny di Trevi, ale bez przepychania się między turystami.
Polecam również wybrać się do Muzeów Watykańskich, kolejki są długaśne, ale widok Kaplicy Sykstyńskiej rekompensuje wszystkie niedogodności. A i można spotkać takich panów :)


lemon mint
Nie jestem przesadnie wierząca. Swoją postawę określiłabym jako wątpiącą, czasem poszukującą Boga.
Na spotkanie z Papieżem jechałam pełna sprzeczności i z poczuciem wewnętrznego buntu przeciwko Bogu, religii i kościołowi. Miałam wrażenie, że to "Oni" sprawili, że mój świat runął i jestem taka nieszczęśliwa. Po części oczywiście miałam rację, bo to kościół tak ukształtował mojego byłego chłopaka, a ja dałam się zwieść pozorom rozmodlenia, uduchowienia i ogólnej dobroci jaką powinien reprezentować katolik chodzący na wszystkie możliwe msze w okolicy. Zrozumiałam, że w powiedzeniu "modli się pod figurą, a diabła ma za skórą" jest czysta prawda, a ja będąca lekko na bakier z kościołem mam w sobie więcej moralności, dobra do świata i miłości w sercu. Mimo moich uprzedzeń, postanowiłam, że udam się na audiencję u Papieża Franciszka.
Był 1 maja, upał straszny, tłumy przed Watykanem ogromne i ja. Myślałam, że się zgubię, a już na pewno nie zobaczę Papieża... a jednak, udało mi się przecisnąć najbliżej jak tylko mogłam.


Muszę przyznać, że wzruszyłam się. Pojechałam tam w rozsypce emocjonalnej i chciałam, żeby coś się stało i stało się... uwierzyłam, że będzie dobrze, że jakoś się wszystko ułoży. Stałam na ogromnym placu św. Piotra wśród tłumu obcych ludzi, słuchałam słów Papieża i poczułam spokój. Nie stałam się przez to żarliwą katoliczką, ale chyba spotkanie z Papieżem było mi potrzebne. 
Jeżeli masz ochotę zobaczyć lub przeczytać relację z audiencji to wejdź na linka  Audiencja 01.05.2013 r.
lemon mint
Dwa dni temu w serwisie gazety.pl pojawił się artykuł o problemach jaroszy podczas urlopu. Dla zainteresowanych link "Ziemniaki są bez mięska tylko pani trochę sosikiem polaliśmy"
Na forum rozgorzała dyskusja, że sami jesteśmy temu winni, że to takie fanaberie. Dla mnie jednak jest to ważne, a po przeczytaniu tego artykułu odżyły we mnie wszystkie wspomnienia z niedawnej podróży do Włoch.
Wydawałoby się, że kraj śródziemnomorski, pełno warzyw, ziół, serów, po prostu raj dla jaroszy. Nic bardziej mylnego. Jako że byłam na wycieczce zorganizowanej nie miałam możliwości sama sobie gotować, podczas zwiedzania czas wolny był tak ograniczony, że ledwo udawało mi się znaleźć toaletę, a o poszukiwaniu restauracji nie było mowy. Byłam skazana na wyżywienie serwowane w hotelach. Śniadania są zazwyczaj dobre, bo serwowane raczej na słodko z moim ulubionym cappuccino. Schody zaczynają się przy kolacji. Ale jak to? bez mięsa?
Za każdym razem musiałam sama interweniować u kelnerek i u kucharek. Nauczona doświadczeniem już przed wyjazdem uczę się w lokalnym języku paru słów, a najważniejsze jest "bez mięsa" bo wiem, że po angielsku nie zawsze jestem rozumiana, a jeść przecież trzeba. No właśnie jeść... z tym bywało gorzej. Czasami udawało mi się zjeść zupę warzywną, która według zapewnień nie była gotowana na mięsie (i ja musiałam w to wierzyć), a czasem dostawałam tylko ziemniaki smażone z rozmarynem (bo przecież to warzywo). Raz został mi zaserwowany makaron spaghetti z zeskrobanym sosem bolognese, tak jakbym nie widziała mięsa ;). 
Na szczęście udało mi się upolować włoską pizzę bo bym umarła z głodu.

Ciężkie jest życie jarosza na wakacjach, a kto nie rozumie niech postawi się w sytuacji mięsożercy, który nie ma wyboru między szpinakiem a brukselką ;)
lemon mint
Wenecja to dla mnie synonim miasta zakochanych, bardziej niż Paryż. Ja znalazłam się w Wenecji sama, ze złamanym sercem i ostatnią rzeczą na świecie jaką chciałam było poddać się takiemu melancholijnemu nastrojowi. Musiałam odnaleźć tam inną magię i odnalazłam... przepiękne miejsca, urocze zakątki, błękit laguny, tysiące mostków, cudowne kamienice z altankami na dachach, śpiewający gondolierzy.










W Wenecji jest kilka rzeczy do zrobienia. Trzeba przepłynąć się gondolą po kanałach miasta, nakarmić gołębie na placu św. Marka, zobaczyć Canale Grande i Most Westchnień, a ja polecam wejść do Bazyliki św. Marka. Mi udało się ominąć przeogromną kolejkę turystów, którzy czekali na wejście i zwiedzanie bazyliki. Mało kto wie, ale bocznym wejście są wpuszczani wierni na Msze święte.  Skorzystałam z tej okazji. Widok jaki ujrzałem wewnątrz był oszałamiający. Świątynia jest bardzo bogato zdobiona, tak piękna, że nie mogłam się napatrzeć. Dodatkowo udało mi się uczestniczyć w obrządku w języku włoskim co było niezwykłe, a wręcz magiczne.
W takiej Wenecji można się zakochać.
lemon mint
Tak jak kiedyś już pisałam złamane serce najlepiej leczą podróże. Oczywiście nie jest to działanie natychmiastowe tylko proces pozwalający oderwać się od ciągłego myślenia. Najważniejsze to dobrze przemyśleć to czego oczekujemy od takiego wyjazdu. Na problemy miłosne odradzam wszelkiego rodzaju wczasy w kurortach, gdzie zakochane pary chodzą za rączkę w blasku zachodzącego słońca. Takie widoki mogą jedynie pogłębić depresję.
Ja wybieram miejsca gdzie trzeba dużo chodzić, zwiedzać, coś się dzieje i pod koniec dnia jestem tak zmęczona, że usypiam jak małe dziecko.
Aby odreagować wspomniane już Święta Wielkanocne, długo się nie zastanawiając, wybrałam wycieczkę do Włoch. Nie miałam siły na szczegółowe planowanie podróży, zakup przewodników itp. W tym momencie chciałam żeby ktoś to wszystko za mnie zaplanował...


W ciągu kilku dni, udało mi się zwiedzić dużą cześć Włoch. Muszę stwierdzić, że tamtejsze słońce ma działanie kojące na duszę, ale niestety krótkotrwałe ;)
Więcej o Italii w następnych postach.