W ten weekend wybrałam się z koleżankami na wyprawę rowerową z Kamiennej Góry do Kolorowych Jeziorek położonych na terenie Rudawskiego Parku Krajobrazowego.
Dawno nie jeździłam na rowerze dlatego dystans prawie 16 km w jedną stronę był poważnym wyzwaniem, ale jakoś dałam radę. Relaks nad błękitnym jeziorkiem wynagrodził nam trudy podróży.
Tradycyjnie zamieszczam kilka zdjęć.
Poniżej purpurowe jeziorko, które pachniało siarką i wyglądało mało zachęcająco;)
Purpurowe jeziorko "Nadzieja"
Błękitne jeziorko przypominało trochę te z Chorwacji, tylko w skali mikro. Nad brzegiem była urocza polanka, na której urządziłyśmy sobie piknik.
Pokazy skoków do wody specjalnie dla nas :D
Błękitne jeziorko "Nowe szczęście"
Trzeciego jeziorka- zielonego o nazwie "Gustaw" nie widziałam . Bo tak to z facetami jest, że gdzieś się ukrywają ;P Później okazało się, że jest to jeziorko okresowe i być może wyschło.
Następnego dnia należał nam się relaks nad zalewem w Kamiennej Górze.
A teraz szykuję się do kolejnej podróży :) Do zobaczenia we wrześniu
Kilka miesięcy temu miałam możliwość uczestniczenia w zajęciach erotic dance.Pamiętam, że wyskoczyła na środek sali instruktorka ubrana w kabaretki, z twarzy wyglądająca jak dawna nauczycielka lub bibliotekarka, kazała nam się wić przed lustrem w pseudo-seksownym układzie. Przyznaje, że po takich zajęciach byłam mocno zniechęcona.
Miesiąc temu natrafiłam na ciekawą ofertę zajęć tańca na rurze i razem z koleżanką postanowiłyśmy jeszcze raz spróbować tego rodzaju treningu. Tym razem było inaczej, profesjonalnie przygotowane instruktorki w świetnie wyposażonej (w rury) sali, pokazały nam jak poruszać się naprawdę seksownie.
Uczestniczyłam w 2 zajęciach i byłam bardzo zadowolona :) Nauczyłam się kilku ciekawych zjazdów i drobnych akrobacji. Może nie jest to dyscyplina, którą chciałabym na co dzień trenować, ale mam nadzieję, że nowo nabyte umiejętności kiedyś mi się przydadzą ;)))
Jedną z moich ulubionych książek jest "Dziewczyna z perłą" Tracy Chevalier opowiadająca o kilku latach z życia malarza Johannesa Vermeera.
W ten weekend postanowiłam przeczytać jeszcze raz tą powieść, ale tym razem dogłębnie przyjrzeć się malarstwu Vermeera, które jest przedstawione w książce. Dzięki temu odkryłam jeszcze większą magię w tej historii.
Chociaż wiem, że opowieść przedstawiona w książce Tracy Chevalier, może być złożona z jedynie z domysłów, nie przeszkadza mi to. Wchodzę w tą historię cała, widzę kolory i odcienie płótna, czuję zapach oleju lnianego używanego do mieszania farb, razem z bohaterką odczuwam wszelkie emocje jakie nią targają.
Gorąco polecam tą książkę!
Polecam również obejrzenie ciekawego filmiku - wykładu z autorką Tracy Chevalier.
Lato w pełni, a ja postawiłam przedstawić Wam moich kosmetycznych ulubieńców lata. Zapytacie dlaczego teraz? Odpowiedź jest prosta- własnie dlatego, że lato trwa, a te kosmetyki pozwolą nam się nim cieszyć jeszcze bardziej.
Ulubieńcy lata
Mleczko do opalania Sun ozon SPF 30 (ok. 15 zł). Ochronił moją wrażliwą i białą skórę przed słońcem podczas urlopu w Chorwacji. Po zastosowaniu tego mleczka ciało wygląda na jędrne i zdrowe. Małym minusem jest zapach, ja w nim wyczuwam nutę męskich perfum. Nie zawiera parabenów.
Żel pod prysznic Isana Maracuja & Kokos (ok. 4 zł). Limitowana edycja, więc trzeba się śpieszyć. Zapach stworzony, aby uprzyjemniać letnie poranki pod prysznicem, taki słoneczny koktajl słodko - owocowy. Nie zawiera parabenów.
Balsam samoopalający Alverde (ok. 25 zł). Jest to najlepszy produkt tego rodzaju jaki kiedykolwiek miałam. Nadaje ładną, brązową opaleniznę. Jak już pisałam mam dosyć bladą skórę, a w tym roku dostałam naprawdę wiele komplementów- ooo jaka jesteś opalona! To zasługa tego kosmetyku. Zapach delikatny, ale po kilku godzinach od aplikacji, na skórze można wyczuć taki typowy samoopalaczowy. Skład jak przystało na kosmetyki Alverde jest bardzo naturalny. Nie zawiera parabenów.
Woda toaletowa Yves Rocher Plaisirs Nature Kokos & Ananas (20 ml - 19.90zł) . Fantastyczny zapach!!! Zakochałam się w nim od pierwszego powąchania. Jest soczysty, nie za słodki, nie chemiczny, idealny na lato. Jako, że jest to edycja limitowana, postanowiłam, że zrobię sobie zapasy, bo chyba się od tego zapachu uzależniłam ;)
No dobra, nie do końca w moim, ale zdecydowanie ulubionym we Wrocławiu. Mowa oczywiście o Ogrodzie Botanicznym UWr. Jest to cudowne miejsce, gdzie można przebywać godzinami i nie czuje się tam upływającego czasu.
Ogród ten pokochałam jeszcze na studiach, gdy na zajęcia szukałam drzewa, które pachnie czekoladowym ciasteczkiem, a i teraz lubię tam wracać. Zawsze zachwyca mnie coś innego, wiosną różaneczniki, kosaćce, magnolie; w lecie hortensje, niezliczone rodzaje traw i oczywiście nenufary :)
Zapraszam do ogrodu!
Jedząc moje ulubione lody miętowe przeglądałam album z malarstwem Claude'a Moneta i zainspirowały mnie jego nenufary.
Sam artysta mawiał "Potrzebowałem czasu, aby zrozumieć moje nenufary. (...) Zacząłem je hodować z czystej przyjemności, nie myśląc, że kiedykolwiek je namaluję". Jak ja się cieszę, że wpadł na ten pomysł oraz by ze swojego ogrodu uczynić studio do pracy. W ten sposób powstała jedna z najpiękniejszych kolekcji obrazów.
Postanowiłam poszukać swoich nenufarów...i znalazłam :)
Jeżeli będę mieć możliwość zwiedzić Muzeum d'Orsay, które posiada ogromne zbiory prac impresjonistów, myślę, że przed zamknięciem budynku nie wyjdę ;)
Wróciłam dzisiaj do domu ...a tu czekała na mnie miła niespodzianka :)
Przepyszne naleśniki ze śmietankowo-waniliowym nadzieniem, posypane cukrem pudrem, z kleksem czekolady, w otoczeniu borówek. Niebo w gębie!
Rytuał Hammam służy odnowie ciała i ducha. Nazwa hammam wywodzi się z języka arabskiego i oznacza "siłę letniego gorąca", a w języku tureckim po prostu łazienkę.
Oryginalny rytuał składa się z czterech etapów:
Nawilżanie ciała w łaźni parowej
Oczyszczanie ciała czarnym mydłem
Oczyszczanie glinką ghassoul
Rytuał namaszczania olejem arganowym
Będąc w kwietniu w Turcji bardzo chciałam spróbować tradycyjnego hammamu, niestety nie udało mi się znaleźć odpowiedniego miejsca. W Izmirze łaźnie tureckie zazwyczaj znajdują się przy hotelach, a na taki wydatek nie było mnie stać.
Wtedy postanowiłam zaopatrzyć się w produkty do przeprowadzenia rytuału we własnej łazience. Kupiłam naturalne mydła, wodę różaną, olejki. Całe miasto schodziłam w poszukiwaniu savon noir, a Turcy tylko robili na mnie oczy. Dopiero później dowiedziałam się, że tradycyjne czarne mydło, robione ze zmiażdżonych oliwek jest głównie dostępne w Maroku i Syrii.
Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości uda mi się odwiedzić Maroko i wtedy na pewno przywiozę sobie duże zapasy savon noir i prawdziwego oleju arganowego.
Mój domowy hammam:
Twarz myję savon noir, zostawiam na 2 minuty, a następnie spłukuję
Na twarz nakładam maskę algową z glinką ghassoul
Na powieki nakładam płatki nasączone wodą różaną
Ciało myję naturalnym tureckim mydłem za pomocą szorstkiej gąbki (oryginalnie powinna to być rękawica Kessa)
W lekko wilgotne ciało wmasowuję oliwę z oliwek lub oliwkę Hipp zmieszaną z olejkiem arganowym
Po takim wieczorze piękności czuję się naprawdę zrelaksowana :))